O radiu, bezsennym różańcu, serze i…
„Spałaś?”. „Nie, ale już wiem, jaką kanapę kupimy do domu, co ugotuję na obiad, napisałam list, odmówiłam jutrznię, a wybiła szósta. Wstajesz do pracy? Śniadanie jest gotowe…”.
Powoli zaczyna się kolejny dzień, pewnie będzie podobny do poprzednich, choć po cichu liczę, że będzie lepszy. Dziś wtorek, trochę popracuję w domu, może wyjdę na krótki spacer, zadzwonię pogadać. Dzień, kolejny dzień!
_________________________________________________
Konanie w Ogrójcu
Panie, jako człowiek tak samo jak my odczuwałeś strach, gdy wyobrażałeś sobie, jak to będzie, co się z Tobą stanie. Ale potrafiłeś się modlić, potrafiłeś zawierzyć Bogu Ojcu, poddać się w stu procentach Jego woli. Choć jako człowiek prosiłeś, by odsunął od Ciebie ten kielich, to wypełniłeś wolę Ojca do końca.
Ja dopiero się uczę dodawać w modlitwie prośbę: proszę, jeśli taka jest Twoja wola; dopiero raczkuję w modlitwie, która nie byłaby tylko obowiązkiem chrześcijanina. Boję się, bo po ludzku mi przykro, że być może nie będę fizycznie – mam ogromną nadzieję, że duchowo będę – towarzyszyć synkowi w kolejnych etapach życia, spełniać marzeń wspólnie z mężem. Modlitwa to najlepszy lek, kiedy nie można spać, kiedy boli, kiedy smutno, ale też, choć może przeze mnie wcześniej niedoceniane, ujście radości i emocji, gdy otacza mnie szczęście.
Proszę Cię, Panie, w tej Tajemnicy o odkrywanie wciąż na nowo fenomenu modlitwy i proszę o dar zaufania Twojej woli do końca, bez żadnych „ale”, bez snucia planów, które bez Twojej woli są tylko garstką próżności i przekonania, że sama wszystko mogę. Mogę, ale tylko w Tym, który mnie umacnia.
* * *
„LM NS II… złośliwy, mogę panią leczyć natychmiast, ale bez dziecka, proszę podjąć decyzję przez weekend”. „Ale…”. „Nie ma na co czekać”. „Ale…”. „Nie ma żadnego ale, choć to państwa decyzja”.
Ale jest „ale”, bo synek ma prawie dwa lata, bo jest zdrowy, bo nadal walczę i nie chcę się poddawać, bo było „ale”, bo są dwa życia, bo jest pani doktor, która znalazła owo „ale” i leczyła z dzieckiem, i walczy nadal, bo ojciec Wojciech, który bez „ale” utwierdził w nas z całą mocą owo „ale”, bo najbliżsi i „sztafeta modlitewna”. Cierpienie, strach i dwa lata szczęścia rosnącego z nami. Jest „ale”…
_______________________________________________
Biczowanie
Panie, kiedy rozmyślam, jak musiałeś cierpieć, gdy ostre końcówki bicza wyrywały kawałki Twojego ciała, to moje cierpienie nie jest nawet warte, żeby o nim wspominać. Ja zawsze, jeśli zajdzie taka potrzeba, mogę dostać środki znieczulające, wszyscy o mnie dbają i starają się łagodzić ból, a nie go potęgować. Nawet nie umiem sobie wyobrazić tego bólu, który przeszywał całe Twoje ciało, a nie było przy Tobie nikogo, kto mógłby się Tobą zaopiekować i ulżyć w cierpieniu. Ty je ofiarowałeś za nas wszystkich.
Panie, jakże często zapominam, że cierpienie można i należy ofiarowywać za innych, którzy być może cierpią bardziej, potrzebują pomocy, modlitwy albo o nią proszą. Jakże często jestem bezsilna w tym cierpieniu i w chwili, gdy się pojawia, próbuję sama coś z nim zrobić. Dziękuję, że stawiasz na mojej drodze osoby, które mi przypominają, żeby cierpienie ofiarowywać, albo o to ofiarowanie proszą.
Proszę Cię, Panie, w tej Tajemnicy o wytrwałość i cierpliwość, proszę, bym potrafiła swoje małe cierpienia przeżywać w ciszy i w całkowitym zawierzeniu Tobie. Błogosławieni cisi, chcę być cicha…
* * *
„Już nie mogę, boli”. „Dać ci tabletkę?”. „Może przejdzie?”.
Badania, szpital, chemia, gorączka, badania…
Dobrze, że między tym wszystkim są tacy, którzy stawiają na nogi, nie użalając się, dobrze, że jest ktoś, kto mobilizuje do aktywności, działania, do życia, dobrze, że życie nie kończy się tu na życiu…
__________________________________________________
Cierniem ukoronowanie
Panie, zawsze wydawało mi się, tak zresztą pokazywały obrazki z lekcji religii, że korona cierniowa to był taki wianek, co prawda z ciernia, ale sposób przedstawienia niewiele sugerował. Aż do momentu, gdy zobaczyłam „Pasję” Gibsona. I tak już ledwo stałeś na nogach, a skazano Cię na dodatkowe cierpienie, niewyobrażalne, nieludzkie.
Panie, czasem potrzebuję jakiejś wizualizacji, namacalnego dowodu, żeby uwierzyć, jak Tomasz, który zobaczył i uwierzył, jak Kleofas, którego oczy były niejako na uwięzi i dopiero łamanie chleba przywróciło mu wzrok. Jakże często jestem takim Tomaszem czy Kleofasem, niejednokrotnie muszę powstrzymywać się od szukania dowodów i sprawdzania. Jakże trudno przyjąć cierniową koronę bez zająknięcia, bez piśnięcia, bez użalania się nad sobą, trudno.
Proszę Cię, Panie, w tej Tajemnicy o otwarte serce i niekiedy oczy szeroko zamknięte. I proszę, bym swoją postawą i nastawieniem dodawała otuchy innym ludziom.
* * *
„Za co podziękujemy dziś Panu Jezusowi?”. „Za bum buma”. „I za co jeszcze?”. „Za Tatę”. „A o co poprosimy?”. „O ser”.
Bo nie ma czasu na rzeczy nieistotne, choć te proste wcale nie są nieistotne. Bo proste rzeczy pokazują, że najważniejsze są głębokie relacje z innymi, ufność w Panu i świadomość, że nie jest się samemu.
__________________________________________________
Droga krzyżowa
Panie, gdy widzę Cię idącego na śmierć pod Golgotę, po takiej męce, jakiej było dane Ci doświadczyć przed tą ostatnią drogą, to nie umiem sobie wyobrazić, jak to było możliwe. I choć wiem, że trzy upadki to raczej symbol niż realne odzwierciedlenie, to i tak jest to dokonanie, które przekracza wszelkie ludzkie możliwości.
Ostatnio zaczęłam o tym myśleć, gdy mam wejść po schodach lub pod małą górkę. Ja demonstruję, że się zmęczyłam, że muszę odpocząć, a Ty, Panie, nawet nie otworzyłeś ust swoich, jak baranek na rzeź prowadzony. Mówi się, że każdy dźwiga krzyż taki, jaki jest w stanie udźwignąć. Ten krzyż już wiele mi pokazał, ciągle pokazuje – to wielka łaska. Jednymi z pierwszych przedmiotów w naszym domu, które nasz synek nauczył się pokazywać, gdy się mówi nazwę, są krzyż i różaniec. To on ze swoją rozbrajającą dziecięcą prostotą codziennie rano chce, byśmy wspólnie patrzyli na krzyż, na Twój krzyż – Panie.
Proszę Cię, Panie, w tej Tajemnicy o umiejętność dźwigania krzyża. I proszę Cię o dar patrzenia na świat oczyma dziecka, bez warunków, bez włączających się komplikatorów, bez obciążeń.
* * *
„To w Wielki Czwartek pójdziemy normalnie, a w Wielki Piątek na tę liturgię dla dzieci, dobrze?”. „Dobrze”. (…) „39,5OC i ciągle rośnie, to wy już idźcie, ja posłucham liturgii w Radiu Józef”.
Z uchem przy radiu, ze łzami w oczach, sama, samotna, Wielki Piątek.
__________________________________________________
Śmierć na krzyżu
Panie, niewiele można powiedzieć o tajemnicy krzyża – ECCE HOMO. Lepiej zamilknąć i stanąć w jego cieniu. Lepiej patrzeć i nie mówić nic – WYKONAŁO SIĘ. A może przytulić się do jego drzewa i głośno zapłakać – OJCZE, W TWOJE RĘCE…
Panie, samotne cierpienie i umieranie musi okrutnie boleć, nie ma żadnego ciepłego ramienia, łagodnych słów, wspólnego bycia. Samotne cierpienie musi potęgować ból, a co dopiero, gdy to cierpienie dodatkowo upokarza.
Dziękuję Ci, Panie, w tej Tajemnicy za męża, za synka, za rodzinę, za przyjaciół, znajomych, za moją panią doktor i za wszystkich ludzi, których stawiasz na mojej drodze. W ten sposób mój krzyż jest lżejszy, w ten sposób ogromnie dużo się uczę, w ten sposób staję się lepszym człowiekiem teraz i w godzinę śmierci. AMEN.
* * *
„Śpisz?”. „Nie, ale napisałam rozważanie do tajemnic bolesnych, mniej bolała bezsenność”.
BARBARA PARADOWSKA
Wątek na Forum Frondy: