Żywy Różaniec Forum Frondy
RSS
Cantigas de Santa Maria, Pieśń 9

<< Poprzednia   Następna >>

Esta é como Santa Maria fez en Sardonay, preto de domas, que a ssa omagen, que era pintada en ha tavoa, sse fezesse carne e manass´ oyo.

Por que nos ajamos
senpre, noit´ e dia,
dela renenbrança,
en Domas achamos
que Santa Maria
fez gran demostrança.

En esta cidade, | que vos ei ja dita,
ouv´ y hua dona | de mui santa vida,
mui fazedor d´algu´ e | de todo mal quita,
rica e mui nobre | e de ben comprida.
Mas, por que sabiámos
como non queria
do mundo gabança,
como fez digamos
h albergaria,
u fillou morança.

Por que nos ajamos...

E ali morand´ e | muito ben fazendo
a toda-las gentes | que per y passavan,
vo y un monge, | segund´ eu aprendo,
que pousou con ela, | com´ outros pousavan.
Diss´ ela: «Ouçamos
u tedes via,
se ides a França.»
Diss´ el: «Mas cuidamos
dereit´ a Suria
log´ ir sen tardança.»

Por que nos ajamos...

Log´ enton a dona, | chorando dos ollos,
muito lle rogava | que per y tornasse,
des que el ouvesse | fito-los gollos
ant´ o San Sepulcro | e en el beijasse.
«E mais vos rogamos
que, sse vos prazia,
ha semellança
que dalá vejamos
da que sempre guia
os seus sen errança.»

Por que nos ajamos...

Pois que foi o monge | na santa cidade,
u Deus por nos morte | ena cruz prendera,
comprido seu feito, | ren da magestade
non lle veo a mente, | que el prometera;
mas disse: «Movamos,»
a sa conpania,
«que gran demorança
aqui u estamos
bõa non seria
sen aver pitança.»

Por que nos ajamos...

Quand´ est´ ouve dito, | cuidou-ss´ ir sen falla;
mas a voz do ceo | lle disse: «Mesqo,
e como non levas, | asse Deus te valla,
a omagen tigo | e vas teu camo?
Esto non loamos;
ca mal ch´estaria
que, per obridança,
se a que amamos
monja non avia
da Virgen senbrança.»

Por que nos ajamos...

Mantenent´ o frade | os que con el yan
leixou ir, e logo | tornou sen tardada
e foi buscar u as | omages vendian,
e comprou end´ a, | a mellor pintada.
Diss´ el: «Ben mercamos;
e quen poderia
a esta osmança
põer? E vaamos
a noss´ abadia
con esta gaança.»

Por que nos ajamos...

E pois que o monge | aquesto feit´ ouve,
foi-ss´ enton sa vi´, a | omagen no so.
E log´ y a preto | un leon, u jouve,
achou, que correndo | pera ele vo
de so us ramos,
non con felonia,
mas con omildança;
por que ben creamos
que Deus o queria
guardar, sen dultança.

Por que nos ajamos...

Des quando o monge | do leon foi quito,
que, macar se fora, | non perdera medo
del, a pouca d´ora | un ladron maldito,
que romeus roubava, | diss´ aos seus quedo:
«Por que non matamos
este, pois desvia?
Dar-ll-ei con mia lança,
e o seu partamos,
logo sen perfia
todos per iguança.»

Por que nos ajamos...

Quand´ est´ ouve dito, | quis en el dar salto,
dizendo: «Matemo- | lo ora, irmãos.»
Mas a voz do ceo | lles disse mui d´alto:
«Sandeus, non ponnades | en ele as mãos;
ca nos lo guardamos
de malfeitoria
e de malandança,
e ben vos mostramos
que Deus prenderia
de vos gran vingança.»

Por que nos ajamos...

Pois na majestade | viu tan gran vertude,
o mong´ enton disse: | «Como quer que seja,
bõa será esta, | asse Deus m´ajude,
en Costantinoble | na nossa eigreja;
ca, se a levamos
allur, bavequia
e gran malestança
serán, non erramos.»
E ao mar s´ ya
con tal acordança.

Por que nos ajamos...

E en ha nave | con outra gran gente
entrou, e gran peça | pelo mar singraron;
mas ha tormenta | vo mantenente,
que do que tragian | muit´ en mar deitaron,
por guarir, osmamos.
E ele prendia
con desasperança
a que aoramos,
que sigo tragia
por sa delivrança,

Por que nos ajamos...

Por no mar deita-la. | Que a non deitasse
ha voz lle disse, | ca era peccado,
mas contra o ceo | suso a alçasse,
e o tempo forte | seria quedado.
Diz: «Prestes estamos.»
Enton a ergia
e diz con fiança:
«A ti graças damos
que es alegria
noss´ e amparança.»

Por que nos ajamos...

E log´ a tormenta | quedou essa ora,
e a nav´ a Acre | enton foi tornada;
e con ssa omagen | o monge foi fora
e foi-sse a casa | da dona onrrada.
Ora retrayamos
quan grand´ arteria
fez per antollança;
mas, como penssamos,
tanto lle valrria
com´ ha garvança,

Por que nos ajamos...

O monge da dona | non foi connoçudo,
onde prazer ouve, | e ir-se quisera;
logo da capela | u era metudo
non viu end´ a porta | nen per u vera.
«Por que non leixamos.»
contra ssi dizia,
«e sen demorança,
esta que conpramos,
e Deus tiraria
nos desta balança?»

Por que nos ajamos...

El esto penssando, | viu a port´ aberta
e foi aa dona | contar ssa fazenda,
e deu-ll´ a omagen, | ond´ ela foi certa,
e sobelo altar | a pos por emenda.
Carne, non dultamos,
se fez e saya
dela, mas non rança,
grossain, e sejamos
certos que corria
e corr´ avondança.

Por que nos ajamos...

O tym jak w Sardonay koło Damaszku, Najświętsza Maryja sprawiła, że Jej namalowany na drewnianej tablicy obraz ożył i wydzielał olej.

´Byśmy zawsze o Niej pamiętali, w nocy i w dzień, Święta Maryja dokonała w Damaszku wielkiego cudu.´

W miejscowości, o której wspomniałem, była niewiasta, która prowadziła świątobliwe życie wypełniając dobre uczynki. Była ona wolna od wszelkiego zła, hojna, szlachetna i pełna dobroci. By was przekonać, że nie oczekiwała od świata poklasku, muszę opowiedzieć jak zbudowała gospodę, w której zamieszkała.

Podczas gdy tam mieszkała, wypełniając wiele dobrych uczynków dla wszystkich, którzy tamtędy przejeżdżali, przyjechał pewien mnich, jak się dowiedziałem, który się u niej zatrzymał, podobnie jak robili inni. Zapytała go: "Może nam powiesz dokąd zmierzasz. Czy nie do Francji?" Odpowiedział: "Zamierzamy nie zwlekając udać się prosto do Syrii."

Wówczas kobieta płacząc usilnie go prosiła by, po uklęknięciu przed Świętym Grobem i pocałowaniu go, wracał tą samą drogą. "Błagamy cię również byś, jeśli będziesz tak miły, przywiózł nam stamtąd wizerunek Tej, która zawsze nieomylnie prowadzi swoich wiernych."

Kiedy mnich wypełnił swoje ślubowanie w Świętym Mieście, gdzie Bóg umarł dla nas na krzyżu, całkiem zapomniał o wizerunku Dziewicy, który obiecał. Powiedział do swoich towarzyszy: "Zabierajmy się stąd, dalsze marudzenie tutaj bez prowiantu nic dobrego nam nie przyniesie."

To powiedziawszy, natychmiast rozpoczął przygotowania do wyjazdu, ale odezwał się do niego głos z Nieba: "Nędzniku, oby Bóg był dla ciebie miłosierny. Jak to jest, że nie masz z sobą tamtego obrazu, skoro wyruszasz w drogę? Nie możemy na to pozwolić. Byłoby z twojej strony dużą niesumiennością, gdyby przez twoje roztargnienie dobra siostra, którą kochamy, nie miała wizerunku Dziewicy."

Braciszek z miejsca opuścił swoich podążających naprzód towarzyszy. Zawrócił i szukał miejsca, gdzie sprzedają obrazy. Kupił spośród nich ten najlepiej namalowany. Powiedział: "Mądrze kupiliśmy, kto byłby w stanie ten obraz wycenić? Jedźmy z tym skarbem do naszego klasztoru."

Następnie mnich podążył swoją drogą z obrazem wetkniętym na piersi. Nie odszedł daleko gdy natknął się na lwa odpoczywającego pod jakimiś gałęziami. Lew podszedł w jego kierunku, lecz nie ze złością, ale z pokorą. Dlatego musimy wierzyć, że nad mnichem czuwał Bóg.

Kiedy mnich pozbył się lwa, nadal dygotał ze strachu, mimo że zwierzę się oddaliło. Chwilę później jakiś nikczemny złodziej, który rabował pielgrzymów, szepnął do swoich ludzi: "Dlaczego nie zabijemy tego człowieka, przecież zgubił drogę? Poczęstuję go swoją lancą a potem podzielimy się jego dobytkiem."

Jak tylko to powiedział, próbował zaatakować mnicha krzycząc: "Zabijmy go teraz, bracia." Ale głos z Nieba przemówił z wysokości: "Bandyci, nie próbujcie go nawet tknąć, bo my go chronimy przed grabieżą i szkodą. Ostrzegamy was, że Bóg dokona na was pomsty."

Kiedy mnich zauważył, jak wielka moc ukryta była w obrazie, wtedy powiedział: "Co by nie było, ponieważ Bóg mnie wspiera, byłoby dobrą rzeczą mieć ten obraz w naszym kościele w Konstantynopolu. Jeśli zabierzemy go gdzie indziej, z pewnością będzie to niemądre i bezsensowne." Z takim postanowieniem wyruszył w stronę morza.

Wraz z tłumem ludzi dostał się na pokład statku i przepłynęli ładny kawałek. Ale niespodziewanie rozpętała się wielka burza i wielu z pokładu by się uratować skakało do wody, tak przypuszczam. Mnich, by się uratować, w desperacji uchwycił wieziony z sobą obraz Tej, którą uwielbiamy.

Już chciał go wrzucić do morza, ale jakiś głos mu powiedział by nie wyrzucał obrazu za burtę, bo byłby to grzech, lecz by uniósł go w kierunku nieba, a wzburzona woda ucichnie. Zakrzyknął "Tak zrobię", uniósł obraz i z wiarą powiedział: "Dziękujemy ci, któraś naszą radością i naszym ratunkiem."

Sztorm natychmiast ustąpił i statek wrócił do Akry. Mnich wysiadł z obrazem i poszedł do domu dobrej niewiasty. Teraz opowiedzmy o wielkim oszustwie jakie pochopnie uknuł, chociaż, naszym zdaniem, nie przyniosłoby mu ani trochę korzyści.

Niewiasta nie rozpoznała mnicha i to go ucieszyło. Usiłował odejść, ale nie mógł znaleźć drzwi kaplicy, w której przebywał, ani ustalić jak się dostał do środka. Powiedział do siebie: "Dlaczego by nie zostawić tu bez dalszego zwlekania tego obrazu, który kupiliśmy, a Bóg nas wyprowadzi z tego kłopotliwego położenia."

Kiedy tak rozmyślał, zauważył otwarte drzwi i poszedł powiedzieć niewieście, co zrobił. Dał jej obraz jako dowód i żeby zadośćuczynić swojemu błędowi, umieścił go na ołtarzu. Wierzcie mi, obraz ożył i wypłynął z niego słodki, niezjełczały olej a my możemy być pewni, że wypływał i nadal obficie wypływa.

 

<< Poprzednia   Następna >>